Również byłbym szczęśliwy; zwłaszcza że już mieliśmy wiatr w żaglach, uskrzydleni poprzednimi wstępnymi ustaleniami i obietnicami. Nikt nie lubi sytuacji, kiedy jest uzależniony od zmian czyichś planów. Czas brać bardziej serio słowa balladki: "Żyję w kraju, w którym wszyscy chcą..."

O czym przekonamy się wszyscy tuż po Sylwestrze, płacąc za energię lub książki (a już teraz za paliwko). Może jeszcze przyjdzie nam wszystkim robić zgodnie "real" rewolucji francuskiej... No to "O, ca ira, ca ira, ca ira! Les aristocrates a la lanterne!"
